03: Odpowiedzialność za słowo

 

#przemyślenia

Trochę przypadkowo przy okazji Międzynarodowego Dnia Strażaka zdobyłem się na wysiłek napisania kilku swoich przemyśleń w sferze dla mnie bardzo istotnej. Wyszło to przy okazji jednej z dyskusji jaka w ten dzień miała miejsce, ale jest zbiorem przemyśleń z dłuższego okresu...

Chodzi o #OdpowiedzialnośćZaSłowo.

benzyna

Kwestia spojrzenia na sprawę jest z pewnością bardzo indywidualna. Niemniej równie pewne jest, że istnieją grupy ludzi myślące podobnie.

Takie, które ważą słowa i w umysłach których wypowiedziane lub napisane słowa powracają jako pewnego rodzaju spuścizna, którą te osoby obdarzyły odbiorców. Ludzie czujący i co ważniejsze rozumiejący odpowiedzialność za słowo. Biorący tę odpowiedzialność wraz z aktem wypowiedzi.

I takie, które słowa używają jako oręża, demonstrując własną wyższość, czyniąc defilady ego, zmierzając do "pokonania przeciwnika" i nie przykładając takiej wagi do wartości czy treści danej dyskusji jak do faktu posiadania racji, bycia bardziej błyskotliwym w docinkach lub dobitniejszym w demonstrowaniu niewzruszenia własnego osądu lub pozostawania poza zasięgiem emocjonalnego rażenia adwersarzy.

Jest to zjawisko powszechne i przenikające wszelkie struktury, grupy społeczne, czy zawodowe, wszelkie warstwy i inne społeczności. Wynika ono z kilku rzeczy.

Jedną z nich jest ego. Samo ego, w niektórych systemach filozoficznych nazywane jaźnią, może być dobre ale też może być wrogiem. Najczęściej jest tym drugim. Pierwszym jest wtedy, kiedy nie jest zachwiana w danej osobie samoocena czy poczucie własnej wartości. Może być wtedy zdrowym zadbaniem o swoje interesy czy przeciwstawieniem się przekraczaniu czyichś osobistych granic. Niestety jest to kwestią podlegającą zmianom i różne okoliczności wpływają na nasze poczucie wartości czy samoocenę. Potrzeba niezwykle silnego moralnego kręgosłupa, aby zachować #INTEGRALNOŚĆ i w obliczu próby trzymać się zawsze swoich zasad. Czasami to zwyczajnie dużo kosztuje. Szczególny przypadek dyskusji i wymiany zdań ma miejsce w internecie. Na ogół dajemy upust naszemu ego i prowadzimy dyskusję w sposób konfrontacyjny. Udowadniamy rację a przy tym wyższość. Celem jest błyskotliwość i przebojowość, niekoniecznie sedno sprawy. To takie mini igrzyska: "patrzcie na mnie jaki jestem mądry!". "Podziwiajcie mnie i czujcie respekt!". Jednocześnie liczba polubień daje poczucie spełnienia a klikający klakierzy wzmacniają poczucie podziału na wrogie plemiona...

Brak fizycznego kontaktu i konieczności spojrzenia w oczy drugiej osobie dodaje dużo odwagi. Pisanie jest też czymś innym niż mówienie. Jest coś w stwierdzeniu, że na klawiaturę sączy się jad. To forma wypowiedzi nienaturalna, niespontaniczna. Tu liczy się błyskotliwość, celność, dotkliwość... wypowiedzi są często "projektowane", inżynierowane. Pisane po kilka razy, czasem edytowane tylko w celu dodania kwiecistych ozdobników. Obserwuję to bardzo wnikliwie od wielu lat i utwierdzam się w swoim spojrzeniu na ten aspekt przejawu ludzkiej natury.

Kolejnym istotnym powodem zdaje się być hierarchia ludzkich potrzeb. Każdy z nas ma potrzebę przynależności, uznania czy szacunku. Mając zachwiane te potrzeby lub będąc w deficycie - czasem z uwagi na chwilowe a czasem na długotrwałe okoliczności - w sposób patologiczny próbujemy sobie je zaspokoić czyimś kosztem, zazwyczaj poprzez znieważanie, lżenie lub wyśmianie innych. Najpierw jednak sami sobie przyznajemy moralne prawo do tego uzasadniając czymś i pod tę ideę dopasowując rzeczywistość. Właściwie wahlarz oręża jest taki sam jak w przypadku działań napędzanych naszym ego. Celem jest pokazanie wyższości i poniżenie przeciwnika. Ważne jest tu słowo "pokazanie" bo zazwyczaj jest to na pokaz. Kiedy brak publiczności owe działania nie dają już takiej satysfakcji. Rozmowa sam na sam nie spełnia tej funkcji. A że myśl staje się przeznaczeniem według pradawnego porzekadła to samo postrzeganie rozmówcy jako "drugiej strony" czyli oponenta wyzwala myśl o walce. To pułapka, w którą wpadamy jak głupie, żywiące się gównem, muchy w sieć jadowitego pająka.

Obserwujemy więc często dyskusje, które zamieniają się w takie właśnie defilady ego, "konkursy piękności hejtu", czy podświadome terapie swoich skrzywionych i niedożywionych potrzeb w deficycie. Są tacy, którzy chętnie biorą w nich udzial bo w ten sposób budują swoją wartość. Są tacy którzy starają się zachować cywilizowany sposób interakcji, wbrew plwocinom i pomyjom, jakie na nich spadają. Próbują trzymać się strony merytorycznej, w której widzą wartość nadrzędną i siłę napędową swojego działania. Są też tacy, którzy unikają tego całkowicie, wiedząc o znikomym sensie brania udziału w tych bezproduktywnych starciach. Jedno prędzej, drudzy później - ale większość ulega truciźnie. I jest jeszcze mieszanina tego wszystkiego - przeróżne hybrydy wskazanych grup. Wśród nich warta zauważenia grupa to ludzie wykorzystujący wiedzę do pokazania wyższości a nawet poniżenia drugiego człowieka. Pewnie swiadomi wśród czytelników zauważą w tych rozważaniach elementy spójne że swoimi spostrzeżeniami. Można powtórzyć za znaną przypowieścią: "po owocach ich poznacie". Zapewne również każdy z nas przeszedł różne etapy tego rozwoju, który nie zawsze przebiega w tym samym kierunku. "Kto jest bez winy niech pierwszy rzuci kamień"...

Obserwując te prawidłowości zaczynam wyraźnie dostrzegać kontrasty.

Wśród odcieni szarości rzeczy stają się czarno-białe.

To trudne, ale z drugiej strony daje satysfakcję. Skłania do świadomego przyjmowania pewnych postaw i zapewnia poczucie klarownej wizji. Stąd od jakiegoś czasu postanowiłem świadomie kreować rzeczywistość wokół mnie i w sferach, które tworzę. Nie mam oczywiście wpływu na to co ludzie myślą lub jak się zachowują. Z tego względu przeżyłem nawet ostatnio wielkie rozczarowanie i poczułem nóż wbity w plecy. To tylko wzmocniło we mnie postanowienie: usuwać z mojego życia i otoczenia to, co mi nie służy. Nie poddawać się wpływom w poczuciu rosnącej frustracji. Każdy z nas przecież ma wolną wolę i nie musi płynąć jak zdechła ryba z niosącym go prądem.

Mogę zatem i będę decydować. Wszędzie tam, gdzie mam na to wpływ. A tam gdzie nie mam - minimalizować swą aktywność do niezbędnego minimum lub - w miarę możliwości - przerywać ją a zasoby i siły przenosić na obszary produktywne i wzbogacające innych wokół mnie.

Doczekałem się z tego powodu wielu obelg i określeń pod moim adresem. Nie oczekuje zrozumienia, nie czuję urazy. To przejawy czyjejś słabości i małostkowości, nie mojej. Zwyczajnie, konsekwentnie usuwam że swego życia to ci mi przeszkadza. To jak sprzątanie domu aby w końcu wynieść śmieci w worku i przekazać na wysypisko. Tam gdzie jest ich miejsce. Pamiętając, że w pozostawionych śmieciach powstają coraz to nowe, silniejsze trucizny.

Te osobiste przeżycia rodzą wiele wewnętrznych konfliktów i przemyśleń. Jedno wiem ponad wszelką wątpliwość: brak opdowiedzialnosci za słowo, objawiający się między innymi nieprecyzyjnością wypowiedzi i brakiem jej użyteczności a także motywacją ze sfery emocjonalnej zamiast merytorycznej lub pragmatycznej są PLAGĄ niszczącą wszelkie społeczności. A nasza strażacka społeczność, szlachetna z natury swej misji, powinna świadomie opierać się takim niszczycielskim wpływom. Bardzo żałuję, że tak nie jest i ubolewam nad tym, bo ponad wszystko cenię honor i godność, kocham ludzi i odczuwam potrzebę służenia ludzkości - swoją pracą, obecnością i rozwojem.

Nie piszę tego wszystkiego żeby kogoś pouczać. Sam jestem ułomny i popełniam błędy a czasem działam impulsywnie. Ale mam satysfakcję z tego że żyję według głoszonych zasad, więc nie waham się ich bronić. Podlegam ludzkim osądom jak każdy człowiek. Nie mam na to wpływu. Dzieląc się tym z Wami liczę na to, że być może zanim następnym razem ktoś wyleje na drugiego pomyje to zastanowi się nad swoją motywacją. Albo kiedy ktoś będzie tego świadkiem to nie będzie milczał.

I jeszcze, że ludzie zaczną zauważać ten sączący się jad, dostrzegać prawdziwą naturę drugiej osoby lub jej intencje w danym momencie i - jeśli tak myślą i tego chcą - zaczną stronic od jadowitych żmij zatruwających życie i siejących ferment.

Dlatego kiedy ktoś znowu przyniesie śmieci do mojego domu wtedy ja spakuję go do worka i wyniosę na wysypisko. Być może też odeślę do tego tekstu, by zrozumiał, że śmieci w moim życiu i tym samym skłania mnie do postępowania według dawno już ustalonego sposobu. Sposobu na życie.

Szczerze zachęcam Was do usuwania że swojego życia tego, co Wam szkodzi. Nasza społeczność jest taka, jaką ją uczynimy. Ona składa się z nas. Skończmy z nienawiścią. Pozwólmy sobie dojrzewać. Wypchnijmy na margines szkodliwe wpływy i okażmy brak obojętności wobec niszczycielskiej siły słów wypowiadanych bez odpowiedzialności.

I róbmy to bez poniżania i zabierania godności drugiej osobie. Stać nas na to.

Szacunek.